poniedziałek, 13 stycznia 2014

Noc biologów widziana oczami zwiedzającego nie-biologa


 
Nie jestem biologiem, ani naukowcem, raczej beztroskim obserwatorem świata pełnym ciekawości. Oddając swój czas Gazecie Turystycznej Warmii i Mazur próbuję zaszczepiać innym tą ciekawość i miłość do regionu. Chętnie dzielę się tym, co porusza, tym co wzbogaca i pobudza do myślenia. Czasem też tym, co niepokoi...

Olsztyńska Noc Biologów stała się już tematem niejednego artykułu i relacji w prasie, czy telewizji. Opowiadano o propagowaniu wiedzy przyrodniczej, wystawach, przedsięwzięciach...Cały uniwersytet w medialnym obrazie pokazuje się jako uczelnia nowoczesna, silny ośrodek naukowo-badawczy, właściwie zachwytom nie ma końca. Prawda jednak zahacza w niektórych momentach o absurd...bo król jest nagi!

Obok tych wszystkich medialnych wydarzeń, przygotowanych i wypieszczonych, są też ciągnące się korytarze, pomieszczenia, które opowiadają swoją równoległą do medialnej historię. A historia wielu z tych miejsc i przedmiotów jest bardzo długa, a spacer korytarzami to swego rodzaju podróż w czasie, takie niezarejestrowane muzeum. Lukrowana propaganda wcale nie osładza tego co widzę, a raczej daje słodko-gorzki posmak....Słodki, bo uświadamia mi, jak wielcy pasjonaci tu pracują. Wydaje się, że funkcjonowanie znakomitej większości sprzętów jest zasługą wyłącznie zaciętości i zaangażowania ludzi tam pracujących. Widać tą pasję, błysk w oku, kiedy opowiadają o swojej działalności, osiągnięciach, pracy ze studentami. Jak prywatnie angażują się w sprawne funkcjonowanie sal dydaktycznych i pomieszczeń do pracy, również w kwestiach finansowych.

Z drugiej strony słodycz miesza się z gorzkim smakiem. Niedowierzanie, że sprzęt taki jeszcze funkcjonuje, że meble się nie rozleciały, że to „muzeum” dzieje się na moich oczach. Chwilowo przenoszę się w czasie, co na początku być może jest ciekawe i zabawne. Sytuacja podszeptuje żarty, nieskończony galop cytatów z filmów o czasach PRL-u. Później jednak gorycz przesłania smak słodyczy... Oczywiście opowieść ta nie dotyczy sztandarowego, pokazowego miejsca jakim jest LDM, tam nawet nie zaglądam... Na korytarzach mijam przestarzałe gabloty, które kryją zbiory przyrody wszelakiej – motyle, muszle, ryby, owady...Nie jestem przekonana, czy jest to właściwe dla nich miejsce...Czy takie zbiory nie wymagają specjalnego traktowania? Temperatury, wilgotności, naświetlenia, nieustannej kontroli?

W poszukiwaniu opowieści o pijawkach natrafiam do muzeum, takiego prawdziwego...no bynajmniej z nazwy. Nie rozumiem, dlaczego uczelnia, o tak wielkich tradycjach w dziedzinie nauk przyrodniczych, nie prezentuje nam do tej pory muzeum z prawdziwego zdarzenia? Czy nie właśnie przyroda i otaczająca nas natura jest największym skarbem i potencjałem regionu?

Drogi uniwersytecie, jaki jest koniec tej opowieści, czekamy na morał. Wkrótce znów się spotkamy...

Izabela Treutle

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz