wtorek, 25 marca 2014

Przyrodnicy są skazani na bezrobocie?

Nie będę udzielać rad, bo nie o to chodzi. Nie znajdę żadnego rozwiązania na losy studentów biologii i kierunków pokrewnych. Podzielę się po prostu doświadczeniem. Myślę, że najwłaściwsze jest określenie: zderzenie z rzeczywistością. Pięć lat studiów a perspektywy na pracę w zawodzie… No cóż sami, doskonale wiecie; lepiej pozostawić to bez komentarza.

Na 1-szym roku jest euforia, na 2-gim fascynacja przeradza się w obawę, na 3-im jest lęk i powoli docierają do nas myśli co dalej. Zwykle zaczynamy szukać pracy; po czym z braku perspektyw radośnie kontynuujemy edukację; licząc przy tym na cud.

Wykonując badania do pracy magisterskiej i pisząc potem pracę nie zastanawiamy się zbytnio co będzie dalej. W sumie może i dobrze. Dajemy z siebie tyle ile możliwe, by uzyskać śliczny dyplom z pięknymi krągłymi piąteczkami. Potem żegnamy się ze wszystkimi (jeszcze z uśmiechem na twarzy) i dyplomem w dłoni niesamowicie dumni z siebie. Pytanie „co dalej” powraca, gdy zmuszeni (uzyskaniem ubezpieczenia zdrowotnego) rejestrujemy się w Urzędzie Pracy! No cóż motywacja i wiara w siebie spada drastycznie po przekroczeniu drzwi. Ja mogę jedynie napisać, że pewna pani, która jest doradcą zawodowym powiedziała mi prosto w oczy, że: „URZĄD PRACY JEST OSTATNIĄ INSTYTUCJĄ, KTÓRA DA MI ZATRUDNIENIE”. Dla polepszenia samopoczucia miałam z nią warsztaty aktywizacyjne, które tylko zeżarły mój czas. Na tych warsztatach sami bezrobotni z wyższym wykształceniem i wiekowo zbliżeni do mnie.

Miałam jeszcze nadzieje; gdy złożyłam wniosek o staż w zawodzie. „Ma Pani pierwszeństwo; są bardzo duże szanse…”. Nie dostałam stażu w zawodzie więc pozostała mi wspaniała Unia Europejska i jej fundusz społeczny. Jak się potem okazało staż z Unii nie wliczał się do czasu pracy a tym samym nawet do jakiegokolwiek zasiłku. Jak miło, że cały czas nawijano mi makaron na uszy. Plus, że uzyskałam kwalifikacje recepcjonistki. Teraz już wiem, że czasami po latach studiów zaczynamy dopiero rozumieć co tak naprawdę lubimy w życiu robić…

Czy znajdziemy pracę zależy tylko od nas. Nie jestem zwolennikiem facebooka i tych wszystkich wysmakowanych portali społecznościowych czy społecznościowo – zawodowych. Nie patrzę też optymistycznie na nowe formy cv. Może dlatego, że wciąż zamiast szusowanie po internecie uwielbiam zasiąść z namaszczeniem do książki, na którą brakuje mi nieraz po prostu czasu.

Jak zatem szukać pracy i gdzie? To zależy czego chcemy. Ja na przykład uwielbiam kontakt z ludźmi i mam absolutnego bzika na punkcie psów. Pamiętajcie, że idąc na rozmowę kwalifikacyjną nie ważne jest jakie studia skończyliście. Ważne jest to, co wy możecie dać swoim przyszłym pracodawcom i to jak umiecie się „sprzedać”. Całe te kursy i certyfikaty schowajcie gdzieś głęboko. Liczą się umiejętności.

Nie można zakładać czarno, że nie ma dla nas pracy, po prostu czasem szukamy jej zbyt mało umiejętnie. Jest dużo możliwości dla biologów środowiskowych oraz naukowców innych specjalności. Ekspertyzy, inwentaryzacje, laboratoria, dydaktyka w różnych wariantach i wiele, wiele innych potencjalnych zajęć, które mogą być dobrym źródłem zarobku. Najważniejsze jest to, żeby nie tracić wiary w sukces. Spowszedniałość i habituacja to nasi wrogowie! Lubisz kawę to ją pij; jeśli czujesz się lepiej. Sprawiaj sobie małe przyjemności i szukaj, szukaj, szukaj pracy jak pies spragniony smacznej kości! DO DZIEŁA! No to powodzenia i nie traćcie motywacji choćby nie wiem co!

BEZROBOTNA mgr biologii Monika Jackiewicz

4 komentarze:

  1. Szczerze przyznam, że znaleźć pracę w zawodzie jest bardzo ciężko. Ale na tym polega również życie. Żeby przejść studia należało się również przyłożyć do pracy. Z perspektywy czasu wiem, że coś mogłem zmienić. Ale nie żałuję ani minuty czasu spędzonego na uczelni. Najważniejsze jest to, że robiłem to co mnie interesuje. A po studiach? Na chwilę obecną już trzykrotnie zmieniłem pracodawcę, co prawda nie w zawodzie, ale pojawiają się również perspektywy które pozwolą na pracę już blisko zawodu. Uwzględniając fakt, iż na chwilę obecną wyjechałem z polski centralnej na pomorze (tutaj jest zdecydowanie mniej zakładów, które mogłyby być dla mnie interesujące), nie narzekam. Zmieniam prace bo szukam czegoś co będzie dla mnie jak najbardziej korzystne i trafię na coś co tak naprawdę lubię.
    Pozdrawiam i życzę sukcesów
    mgr Artur Koper

    OdpowiedzUsuń
  2. Całkowicie zgodzę się z Moniką. To jest zderzenie z rzeczywistością. Na Urząd Pracy nie ma co liczyć. Staże dają z łaski i to jeszcze nie tam gdzie się chce. Ich znajomości rynku jest znikoma i sami nie wiedzą co z nami zrobić. Dla nich biologia równa się nauczyciel.
    Uważam że uczelnia też powinna się zmieniać wraz z potrzebami rynku. Tak aby absolwenci mogli być kompletnie przygotowani i konkurencyjni na rynku pracy. Po zakończeniu studiów wypełnia się ankietę w dziekanacie co by się chciało zmienić na tych studiach. Jestem ciekawa czy ktokolwiek czyta i bierze pod uwagę te zmiany. Ja osobiście dodałabym więcej praktyk by zwiększyć doświadczenie zawodowe, którego absolwentom najbardziej brakuje i dostosowałabym przedmioty pod względem przydatności. Niektóre przedmioty są niepotrzebne, nic nie wnoszą i są prowadzone w sposób nieciekawy a bardzo wiele aspektów się omija. Na przykład prawo związane z ochroną przyrody (ustawy, dyrektywy, zamówienia publiczne). Bez tego ani rusz jeśli chodzi o wykonywanie ekspertyz czy stawanie w konkursach na stanowiska w instytucjach państwowych. Takich zmian znalazło by się pewnie więcej i tak jak Monika słusznie zauważyła liczą się umiejętności a nie dyplom i oceny na nim.
    Nie można powiedzieć że pracy dla przyrodników nie ma, bo pojawiają się ciekawe oferty. Trzeba tylko zrobić wszystko by być najlepszy i żeby to Ciebie wybrali.
    Życzę wszystkim szczęścia i wytrwałości.
    Pozdrawiam serdecznie
    Judyta Gencza

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja należę do szczęśliwców, którzy po licencjacie z biologii trafili na staż do laboratorium diagnostycznego w szpitalu. Jednocześnie rozpoczęłam studia magisterskie niestacjonarne. Po roku stażu, w urzędzie pracy usłyszałam "nie ma pracy dla kogoś z pani wykształceniem". Byłam zdecydowana podjąć dosłownie każdą pracę, jednocześnie starając się podłapać do szpitala. Rodzina wsparła mnie finansowo. Ostatecznie przed końcem studiów znalazłam pracę w zawodzie, dzięki komuś kto znał kogoś :) Do laboratoriów nie bardzo nas chcą, bo nie mamy uprawnień. Wyjściem jest zahaczyć się gdziekolwiek, zrobić odpowiednią podyplomówkę i szukać czegoś co nas zadowoli. Może w między czasie pozna się kogoś, kto zna kogoś :) problemem po studiach jest to, że w większości ofert jest wymagane doświadczenie, a dla mnie to błędne koło. Bo jak można zdobyć doświadczenie, skoro nie chcą zatrudniać bez doświadczenia..

    OdpowiedzUsuń
  4. Zgadzam się z Moniką!
    Liczą się umiejętności po które wybraliśmy się na studia a nie zawsze je tam dostaliśmy... :(
    Rynek pracy jest wymagający i pracę znajdują ludzie posiadający konkretne certyfikaty, dyplomy potwierdzające nasze umiejętności czy uprawnienia do wykonywania pewnych prac a dyplom magistra potwierdza co najwyżej wiedzę teoretyczną coraz mniej poszukiwaną przez pracodawców.
    Często rys absolwenta opisywany przez uczelnie nijak się nie ma do przedmiotów jakie student odbył w trakcie nauki. Jedno nie potwierdza drugiego. To co napisała Judyta - zapełnianie czasu przedmiotami które dają tylko punkty ECTS zamiast przedmiotów czysto praktycznych.
    Kolejną sprawą jest to, że jest nas po porostu za dużo. Dodatkowo o to samo stanowisko walczą świeżo upieczeni magistrzy z doktorami, którzy nie znaleźli zatrudnienia na uczelniach oraz z ludźmi którzy mają 2-4 letnie doświadczenie w zawodzie czy na stanowisku, a są w trakcie zmiany pracy.
    Dalej same wymagania pracodawców - tu posłużę się niedawnym ogłoszeniem Olsztyńskiego RDOŚ. Poszukiwano osoby na stanowisko starszego specjalisty co samo w sobie napędza wymagania, czyli doświadczenie 2 letnie w instytucji ochrony środowiska/przyrody oraz rok pracy w administracji. Niestety pracodawcy poszukują w pełni wykwalifikowanego pracownika, a nie żółtodzioba bez doświadczenia.

    Wracając do umiejętności oraz do zderzenia się z rzeczywistością o której pisała Monika. W zeszłym roku założyłem działalność gospodarczą zajmującą się ekspertyzami przyrodniczymi. Dopiero wtedy dowiedziałem się jak niewiele umiem... Same informacje czysto administracyjno-podatkowe (masakra), a do tego dochodzi cała dokumentacja i jej różnorodność w kontekście różnego typu ekspertyz, znajomość nie jednej ustawy o Ochronie Przyrody i dyrektyw UE ale także 10 innych z zakresu ochrony środowiska, leśnictwa czy chociażby prawo łowieckie lub zamówienia publiczne. Obsługa nowoczesnych narzędzi pracy typu GNSS/GPS czy programów je obsługujących...

    To tyle moich wyrzutów sumienia... :)
    pozdrawiam serdecznie i życzę wszystkim znalezienia wymarzonej pracy.

    Jakub Masiarz

    OdpowiedzUsuń