|
(fot. Archiwum bloga) |
Kiedy myślimy o Kleopatrze, przed oczami maluje się obraz istoty pięknej, starożytnego symbolu kobiecości. Podobnie jak współczesne kobiety ona również korzystała z wszystkich dostępnych środków, aby jej uroda nie przemijała. Jednak w przeciwieństwie do tych współczesnych kobiet, nie miała dostępu do niezliczonej ilości specyfików.
Rozwój przemysłu kosmetycznego daje możliwość zakupu wielu produktów pomocnych w codziennej pielęgnacji urody. Jednakże, w odróżnieniu od Kleopatry, która stosowała przede wszystkim specyfiki pochodzenia naturalnego, na przykład mleko, aloes, miód, sól morską do pielęgnacji skóry czy żółtka jaj jako maskę do włosów, współczesna kobieta stosuje kosmetyki gotowe, zakupione w drogeriach, często nie mające nic wspólnego z dobrami, jakie możemy znaleźć w przyrodzie.
Więcej znaczy lepiej?
W składzie dzisiejszych kosmetyków możemy wyróżnić o wiele więcej składników, niż w tych, które stosowała egipska królowa. Do tłustej lub beztłuszczowej bazy dodaje się emulgatory, konserwanty, przeciwutleniacze, barwniki, aromaty oraz substancje biologicznie czynne. Te ostatnie są pochodzenia naturalnego i to właśnie one mają mieć zbawienny wpływ na urodę. Reszta wymienionych substancji to najczęściej produkty syntetyczne, dodatki mające na celu wydłużenie czasu przydatności do użycia, nadające kosmetykom odpowiednią konsystencję, zapach i kolor. Ich wadą jest to, że mogą mieć niekorzystny wpływ na zdrowie konsumenta, który ma z nimi styczność.
Konserwanty. Kosmetyki muszą wykazać się czystością mikrobiologiczną. Z tego powodu dodaje się do nich substancje hamujące wzrost i rozwój wirusów, bakterii i grzybów. Stosuje się między innymi kwas benzoesowy, kwas salicylowy oraz pochodne kwasu parahydroksybenzoesowego, czyli parabeny. Parabeny mogą przyczyniać się do powstawania stanów zapalnych skóry, takich jak pokrzywki, rumienie i bolesne pęcherze.Przez skórę mogą wchłaniać się do krwi i limfy. Z powodu działania estrogennego i możliwego wpływu na rozwój zarodka i płodu, kosmetyki z parabenami w składzie są odradzane kobietom ciężarnym. Paraben metylowy jest substancją potencjalnie kancerogenną. Poza tym kumuluje się w skórze i węzłach chłonnych oraz uszkadza nerki, śledzionę, wątrobę i grasicę.
Emulgatory
są to związki, zapewniające odpowiednią konsystencję. Dzięki ich właściwości, jaką jest obniżenie napięcia powierzchniowego na granicy faz, z wody i składników tłuszczowych można uzyskać emulsję. Stosuje się wiele emulgatorów, zarówno pochodzenia naturalnego (np. lecytyny czy wosk pszczeli), jak i syntetyczne (mydła, siarczany i fosforany wyższych alkoholi, alkohole).
Przeciwutleniacze
dodawane są do kosmetyków w celu zapobieżenia jełczenie tłuszczy, przez co wydłużają ich trwałość. Do najczęściej stosowanych syntetycznych przeciwutleniaczy należą butylohydroksytoluen (BHT) oraz butylohydroksyanizol (BHA), zaś do przeciwutleniaczy naturalnych należy witamina E i jej pochodne - tokoferole. BHT oraz BHA są substancjami, które mogą uczulać.Prowadzą do uwalniania histaminy, czego skutkiem jest alergia. Poza tym, BHA może stymulować działanie kancerogenne niektórych substancji. Jeszcze bardziej niepokojący wydaje się fakt, że podczas badań przeprowadzonych na szczurach wykazano, że BHT powodował u nich krwotoki płucne.
Aromaty
zapewniają kosmetykom atrakcyjny zapach, który często jest kryterium, jakie konsument stawia sobie przy ich wyborze.Najbardziej pożądane są substancje zapachowe pochodzenia naturalnego, których pozyskanie jest często bardzo kosztowne. Do wyprodukowania 1 litra olejku różanego potrzebne jest aż 5 ton płatków. Idąc tym tropem, aby uzyskać jedną krople tego olejku należy zebrać około 50 - 65 kwiatów róży. Z jelit kaszalota pochodzi ambra, twarda i woskowata, która służy jako wzmacniacz zapachu oraz pozwala na uzyskanie morskiego aromatu. Piżmo to naturalna wydzielina gruczołów okołoodbytnicznych niektórych ssaków. Stosowana jest jako utrwalacz zapachów. Po rozpuszczeniu piżma w alkoholu można uzyskać zmysłowy zwierzęcy aromat.
Substancje zapachowe mogą wywoływać reakcję alergiczną. Wśród uczulających syntetyków można wyróżnić alkohol oraz aldehyd cynamonowy, a także geraraniol. Działające drażniące substancje naturalne to między innymi balsam peruwiański, kumaryny i olejki eteryczne - cynamonowy i z mięty pieprzowej. Niektóre olejki eteryczne ulegają fotoaktywacji, co skutkuje powstaniem odczynu fototoksycznego, w skutkach podobnego do oparzenia słonecznego. Właściwości takie posiada między innymi olejek cedrowy, cytrusowy, bergamotkowy i sandałowy.
Substancje biologicznie czynne
najczęściej stosowane są ekstrakty i wyciągi z roślin, będące źródłem drogocennych naturalnych metabolitów. Do kosmetyków dodawane są również witaminy, hormony oraz substancje białkowe, takie jak enzymy lub kolagen i elastyna.
Czas na własne refleksje
Jako studentka, młoda kobieta, istota, która z wielką dbałością dba o swoją "powłokę zewnętrzną", nie wyobrażam sobie życia bez kosmetyków. Ostatnio jednak postanowiłam zwrócić uwagę na skład produktów, których używam do codziennej pielęgnacji. Nie ukrywam zaskoczenia, jakie mi towarzyszyło, gdy odkryłam, jakimi szkodnikami dla mojej skóry, włosów i paznokci są składniki tych specyfików. Odżywka do paznokci, która nałożona grubszą warstwą wywoływała u mnie ból porównywany z tym towarzyszącym przytrzaśnięciu palców drzwiami, zawierała formaldehyd w stężeniu 2%. Formalina, jego wodny roztwór, w stężeniu 5% jest stosowana do konserwacji anatomicznych preparatów zwierzęcych. Sam formaldehyd ma działanie drażniące, neurotoksyczne, depresyjne, alergiczne oraz rakotwórcze. Poruszona tym faktem postanowiłam zaczerpnąć więcej informacji o tym produkcie w internecie. U innych użytkowniczek wystąpiły takie skutki uboczne jak przebarwienie płytki paznokcia, krwiaki, a nawet onycholioza, czyli odwarstwienie płytki paznokcia od łozyska. Odżywka natychmiast wylądowała w koszu, a w kosmetyczce zagościły naturalne olejki, arganowy oraz z orzechów macadamia.
Kolejnym kosmetykiem, z którym rozstałam się z niebywałą ulgą był balsam do ciała naszpikowany parafiną. Olej parafinowy, będący produktem ubocznym w procesie destylacji ropy naftowej, zatyka pory, absorbuje kurz i bakterie. Hamuje wymianę gazowa przez skórę oraz uniemożliwia swobodne wypływanie łoju na powierzchnię skóry. Stwarzając warunki beztlenowe sprzyja rozwojowi bakterii powodujących trądzik, a także sprzyja powstawaniu zaskórników. Jako, że i ten kosmetyk poszedł w odstawkę, z radością zastąpiłam go nierafinowym masłem kokosowym o tropikalnym zapachu. W przyszłości pragnę przeprowadzić większą rewolucję na mojej półce w łazience i większość kosmetyków drogeryjnych zastąpić produktami naturalnymi. Za tonik do cery ze skłonnością do zaczerwienień mógłby posłużyć hydrolat różany, a za peeling do ciała - ziarenka kawy lub zmielone łupiny orzechów włoskich. Źródłem maseczek do twarzy i włosów może być z powodzeniem zawartość lodówki. Nie od dziś wiadomo, że ogórek może działać tonizująco, nawilżająco oraz łagodząco. Z kolei na włosy zbawienny wpływ ma mieszanka żółtek jaj oraz soku z cytryny.
Jak widać, matka natura posiada bogaty arsenał substancji, które pozwolą zachować młodość i urodę. Warto się zastanowić, czy konieczne jest inwestowanie w drogeryjne kosmetyki, kiedy przyroda daje nam je na tacy. Nie każdy kosmetyk można zastąpić naturalnym odpowiednikiem, jednak kiedy następnym razem znajdziemy się wśród półek zastawionych kolorowymi buteleczkami i słoiczkami, można by się zastanowić i wybrać mądrze.
Justyna Topa
studentka biotechnologii
(przedruk
z e-portfolio)
(więcej studenckich e-portfolio:
http://biologiczne-e-portfolia.blogspot.com/)