Podczas V edycji festiwalu nauki Noc
Biologów 2016 odbyła się pierwsza próba stworzenia naukowo-dydaktycznej wersji
Escape Room’u pod nazwą BIOlogic Escape.
Tego pionierskiego wyzwania podjęłam się całkowicie samodzielnie, jako jego
pomysłodawca, wizjoner i realizator od początku do samego końca. Na całe
szczęście otrzymałam kredyt zaufania i tak zwaną „wolną rękę”, która jak
wiadomo wszystkim indywidualistom – bywa laurem jak i przede wszystkim niezłym
wyzwaniem.
Sam pierwotny zaczyn tego typu gier miał
miejsce 28 lat temu, bazował wtedy jedynie na tekście wyświetlonym na
komputerowym monitorze, zawierającym opis miejsca i szereg zagadek prowadzących
do „uwolnienia”. Wspólna koncepcja Escape Room’ów jest zawsze zbliżona. Chodzi
o rozwiązanie przygotowanych zagadek, przejście wszystkich etapów, by finalnie
wydostać się z zamkniętego pomieszczenia, zdobywając „escape key”. Taka formuła
może kojarzyć się ze znanymi programami rozrywkowymi, w których najważniejsze
było zdobywanie kluczy, jak we francuskim Fort Boyard. Teleturniej ten możemy
kojarzyć z TVP, która wyświetlała edycję polską na przestrzeni 2008 i 2009
roku. W walce o skarbiec walczyły kilkuosobowe drużyny, korzystając z wielu
wskazówek i realizując poszczególne misje. Teleturniej wzbogacały swym udziałem
gwiazdy filmowe, muzyczne i showbiznesowe, m.in. Katarzyna Glinka, Aleksandra
Szwed, Robert Gonera, Conrado Moreno, Beata Sadowska, Janusz Weiss, Piotr Cugowski.
W ramach ewoluowania takiej rozrywki od
typu „point and click”, rozkwitały
oprawy graficzne oraz layout stron, rozbudowywał się zasób tematyczny,
odpowiadając na narastające zainteresowanie oraz aktualne trendy. Prawdziwa
eskalacja gry nastąpiła w momencie, gdy z pulpitów laptopów, tabletów i
smartfonów, przeniosła się do realnych
pomieszczeń stając się pokojami ucieczki, w których działa nie tylko wyobraźnia,
ale i autentyczna klaustrofobiczna wizja prawdziwego uwięzienia. Miało to
miejsce w Japonii, skąd moda szybko przeniosła się na podbój całego świata,
zahaczając w końcu w 2013 r. o Polskę, a
konkretnie Wrocław (Let Me Out
zlokalizowany przy ulicy Odrzańskiej). Ze względu na bardzo euforyczne
przyjęcie i ogromną atrakcyjność tego typu przedsięwzięcia, biznes „pokojowy”
wciąż rozkwita. Ugruntowały się pewne normy dotyczące pokojów ucieczki. Jeden
ośrodek escape’owy mieści średnio od 2 do 5 pokojów o odmiennej tematyce i poziomie
trudności (na ogół skala przyjmuje 6-stopniową trudność). Rozrywka zaplanowana
jest na konkretny czas (najczęściej około 60 minut), zadedykowana dla
niewielkich grup osób głodnych nowych doświadczeń (na ogół dla 2-6 osób), za
które to trzeba zapłacić (w zależności od miejsca, liczby osób i dnia tygodnia
od 100 do 200 zł). Rozgrywki bazują na różnego typu łamigłówkach i elementach,
najważniejszy jest główny przyświecający temat i klimat towarzyszący zabawie. O
to dba odpowiednia oprawa wizualna, dźwiękowa, rekwizyty oraz scenariusz, który
w ramach intensyfikacji popytu na rozrywkowy eskapizm stał się szalenie
lukratywnym produktem. Ze względu na falowe przewijanie się coraz to nowych
grup przez poszczególne pokoje, zaistniała potrzeba udoskonalania ich, modernizowania
i tworzenia nowych, adekwatnych do bieżącego zapotrzebowania. Tematy
scenariuszy korelują często albo z kultowymi motywami (zombie, wampiry,
rycerze, Indianie, Sherlock Holmes, Agatha Christie, „Powrót do przeszłości”)
albo z topowymi („Gra o tron”, „Piła”, „Call of Duty”). Stąd też obecnie za scenariusz do Escape
Room’u ich twórcy mogą zgarnąć od 3 000 do 5 000 zł, muszą jednak
nadążać za intensywnie dynamicznym rynkiem, gdzie nawet pod zdawałoby się
oklepanymi i typowymi tematami Escape Room’ów (więzienie, szpital,
laboratorium, porwanie, opuszczony budynek, etc.) musi kryć się coś nowego i
niepowtarzalnego. Scenariusz taki wraz ze wszystkimi jego komponentami patronuje pokojowi przez konkretny czas (np.
miesiąc), czyli tak długo jak przewinie się przez niego spora grupa chętnych. A
tych, jak na razie, nie brakuje. Do Escape Room’ów chadzają nie tylko amatorzy
urozmaiconej gry zespołowej, bywają one także miejscem zorganizowanych imprez
na okazje urodzin, wieczorów kawalerskich/panieńskich, jubileuszy.
Edukacyjny potencjał Escape Room’ów
nietrudno odnaleźć; wykorzystano go już na początku funkcjonowania realnych
wcieleń tej gry w Hong Kongu, podczas zajęć organizowanych dla młodzieży
uczęszczającej do szkół średnich. Jednak oprócz sprawdzenia sprytu, wiedzy w
zakresie ulubionej gry komputerowej, filmu czy pasji (wampirologów przecież nie
brakuje ;) ), w tej aktywności poszukuje się głównie relaksu i frajdy.
Pokusiłam się więc o przearanżowanie koncepcji na okoliczność wydarzenia,
którego celem jest propagowanie nauki i jej bliskości w życiu każdego z nas.
Napisałam scenariusz naukowo-dydaktycznego Escape Room’u i zaprosiłam do niego
młodzież oraz dorosłych, z zastrzeżeniem granicy wieku powyżej lat 13. BIOlogic
Escape, bo tak nazwałam ten pokój, znajdował się w wydzielonej sali
ćwiczeniowej, której drzwi były przepisowo zamykane po wejściu każdej z grup i
– oczywiście – otwierane, gdy grupa pomyślnie przeszła całą atrakcję. Głównym
przyświecającym wątkiem BIOlogic Escape była osoba agenta 007 Jamesa Bonda. Przybył
on na miejsce przed zwiedzającymi, pozostawiając serię łamigłówek i rebusów,
których kolejne hasła łączyły się w odpowiedź na pytania ostateczne, pozwalające na zdobycie klucza wyjścia.
Brzmiały one: „Co chciał przekazać James Bond? Jaką rolę pełni w służbie
Królowej?”. Mając na względzie pewnie swą liczbę szeregową, Bond zostawił 7
etapów do przejścia, którym towarzyszyła oprawa audio-wizualna. Poszczególne etapy
różniły się poziomem trudności, począwszy od najłatwiejszego, który nawiązywał
do wiedzy powszechnej, czerpiąc z codziennych czynności/zjawisk, skończywszy na
skomplikowanym wykorzystywaniu umiejętności zaangażowanych przyrodników. Każdy
etap wiązał się z innym rodzajem kodowania haseł, zainteresowani musieli szukać
„Szyfru Bonda”, spisywać cyferki, literki i składać je w logicznie brzmiący
ciąg wyrazów. Jeden z etapów był zawoalowany pod odpowiednim zdjęciem, inny
prowadził do jednej z kilku rozłożonych map. Ostatnim krokiem było wskazanie
„Wyboru Bonda”, pod którym tkwił najprostszy rebus – dający siódme hasło,
będące jednocześnie wyrazem ulgi, że tyle się dotychczas udało jak i grozy, że
to już koniec podpowiedzi J Krzyżówki, łamigłówki, pytania podchwytliwe
i sugestywne, rebusy, zagadki dźwiękowe i liczne podpowiedzi – te przewijały
się cały czas pod postacią wystawionych przedmiotów, laminowanych kart, zdjęć,
slajdów. To wszystko ułożyło się w niezapomnianą przygodę, uwieńczoną ogromną
satysfakcją i uhonorowaną pamiątkowym dyplomem. Istotną rolę odgrywa tu mistrz
ceremonii – w tym wypadku ja – osoba, która przy każdym pytaniu (nie tylko tym,
które sprawia kłopot) służy opowieściami, historiami, ciekawostkami – krótko
mówiąc edukuje. W obliczu tego uzyskujemy połączenie nauczania, gry zespołowej,
umiejętności współpracy, rozwoju logicznego myślenia, niejednokrotnie cwanej
kombinatoryki, ciekawości świata i poznania wielu naukowych tajemnic. Bo o
naukę przecież tu chodziło, cała oprawa opiewała bowiem na wiedzy z zakresu
nauk przyrodniczych.
Otrzymałam mnóstwo wiadomości z zapytaniem
czy będzie jeszcze szansa dostania się na mój BIOlogic Escape. Ze względu na
to, iż taki powrót planuję, między innymi dla wielu grup, które nie miały
szczęścia dostać się do niego podczas Nocy Biologów 2016 (pomimo że i tak
przyjęłam ich więcej niż zakładał harmonogram), postanowiłam nie zdradzić
głównej idei przyświecającej scenariuszowi. W istocie jestem ukontentowana
pozytywnym przyjęciem i aprobatą tych, którzy biologicznemu pokojowi sprostali,
cieszy mnie ogromne zainteresowanie tego rodzaju innowacją w nauce i zabawie
oraz fakt, że temat nie ucichł po wydarzeniu.
Mam nadzieję na kontynuację
zamysłu zarówno w tej – wciąż rozwijanej przeze mnie – oprawie, jak i nowych,
udoskonalanych odsłonach. Na każdą niezmiennie zapraszam
Angelika Maria
Gomolińska