Wszystko zaczęło się od występu mojego brata w tym programie ("Jaka to melodia"). Postanowiłem sobie, że przy najbliższej nadarzającej się okazji również spróbuję swoich sił. Szansa pojawiła się w połowie marca, kiedy to Robert ogłosił, że w najbliższą sobotę zaprasza na eliminację do programu, które odbędą się w Olsztynie, w starym spichlerzu na starówce. Długo się nie zastanawiając postanowiłem wziąć w nich udział. Frekwencja, ku mojemu zdziwieniu, nie była zbyt wysoka. Na casting przyszło ok. 20-25 osób, większość była z Olsztyna, aczkolwiek trafił się pewien jegomość, który był już na 14 castingach do programu i cały czas próbuję. Przyjechał na eliminację specjalnie z Sopotu.
Cały casting był dla mnie jednym wielkim zaskoczeniem. Polegał on na wypełnieniu ankiety, która bardziej sugerowała test na osobowość niż znajomość piosenek. Pytania były z serii: co byś zabrał na bezludną wyspę, co zrobiłeś najbardziej szalonego w życiu itd. Było ich dosyć sporo. Jako człowiek z doświadczeniem z różnych dziedzin, prowadzący aktywny tryb życia, nie miałem problemu z tą ankietą. Kolejnym etapem castingu była rozmowa kwalifikacyjna z komisją, w której zasiadali producenci programu. Wzywane zostały grupy po 6 osób z uczestników castingu. Pierwszą sprawą na rozmowie było rozpoznanie 8 fragmentów piosenek, tytuł + wykonawca. Nie poszło mi z tym zbyt najlepiej. Drugim pytaniem do każdego były pytania typu: wymień 3 piosenki z kolorem w tytule, wymień 3 piosenki z miastem w tytule. Mi przypadło wymienić 3 piosenki kojarzące się z wiosną. Podałem: „Cykady na Cykladach”, „Medytacje wiejskiego listonosza” oraz „Bo we mnie jest seks”.
Ostatnim etapem było 60 sekund podczas których każdy uczestnik miał zainteresować komisję swoją osobą, co było również głównym celem castingu, aby wyszukać z chętnych ciekawe osoby, które mogą się nie znać zbytnio na muzyce, aczkolwiek Robert Janowski będzie miał o czym z nimi porozmawiać (magia telewizji) . Opowiadając o swoich zainteresowaniach (ptaki, orkiestra, haft krzyżykowy, wędkarstwo itd.), spodziewałem się, że zostanę wybrany. Nie pomyliłem się, po tygodniu Pani Ola przedzwoniła z zaproszeniem do udziału w nagraniu. Dostałem od razy wytyczne jaki ubiór mam wziąć z sobą na nagranie.
Wszystko odbyło się w Warszawie w budynku telewizji, blok F, ulica Woronicza 17, studio nr 5. Nie wiedziałem czego dokładnie się miałem spodziewać na nagraniu. Pierwszym etapem był dobór stroju wszystkich uczestników, wizyta w pokoju makijażysty oraz fryzjera. Następnie czekałem na swoją kolej. Studio, ku mojemu zdziwieniu było bardzo malutkie, nie większe od holu naszego wydziału. Przed zajęciem miejsc za pulpitem, każdy uczestnik musiał uzgodnić o co Robert ma się go zapytać. W moim wypadku była to praca eksperta ornitologicznego oraz Akademicka Orkiestra Dęta.
Tańczący zespół oraz występujący tam artyści są dogrywani, tak, to prawda. Ich występ jest wyświetlany na dużym rzutniku, a uczestnicy klaszczą do rytmu, prawie jak u pewnego pana. Podczas nagrywania kolejnych rund są przerwy dla wizażysty itd. Szczęście w nieszczęściu trafiło mi grać z jednym z „mistrzów”, który wygrał 3 kolejne odcinki, jednak nie chciałem się łatwo poddać. W pierwszej rundzie udało mi się nacisnąć jako pierwszemu Roya Orbisona. Niestety tytuł nie brzmiał „Pretty woman” tylko „California blue” i musiałem odczekać 2 piosenki. W 2 rundzie „mistrz” pomylił się na Ericu Claptonie i zgadł „I shot the sheriff”, co było pudłem. Nie zastanawiając się długo wcisnąłem przycisk i powiedziałem „Cocaine” co dało mi 170 zł. Niestety poległem na Dodzie i trzeci uczestnik zgarnął 190 zł, przez co zostałem wyeliminowany z gry. Otrzymałem tradycyjny kuferek oraz parówki (93% mięsa:) ). Spełniłem jednak swoje marzenie i pokazałem się w na szklanym ekranie. Za 6 miesięcy będę próbował znowu.
Łukasz Głowacki (student biologii, prawie absolwent :) )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz