W małej piekarni „U
Pana Stefana”, na pachnącej półce, wśród świeżych wypieków, leżała bułka
Bartek. Nie była to zwykła bułka. Bartek był ciekawski, wrażliwy i miał jedną
wielką troskę: martwił się o Ziemię.
Codziennie przez szybę
obserwował świat. Widział plastikowe butelki dryfujące w pobliskim strumyku,
dzieci rzucające papierki na trawnik, a dorosłych, którzy spalali śmieci w
ogrodzie, jakby to było coś całkiem normalnego.
Pewnego dnia Bartek
podjął decyzję: nie może dłużej leżeć bezczynnie. Zsunął się z półki,
przeturlał przez drzwi i ruszył w stronę parku. Tam spotkał dzieci bawiące się
obok śmietnika pełnego nieposegregowanych odpadów.
— „Cześć!” — zawołał
Bartek, podskakując. — „Czy wiecie, że to, co robicie, szkodzi naszej
planecie?”
Dzieci zaczęły się
śmiać.
— „Czemu niby
mielibyśmy cię słuchać, bułko? Co ty możesz wiedzieć?”
Bartek westchnął,
ale nie dał się zbyć. Mówił dalej:
— „Wiecie, że każdego roku do oceanów trafia ponad 11 milionów ton
plastiku? To tak, jakby co minutę cała śmieciarka wysypywała się do morza.
Przez to umierają delfiny, ptaki i żółwie.”
Dzieci spoważniały.
— „A co z naszym
miastem?” — zapytała nieśmiało dziewczynka w zielonej czapce.
— „Tu też nie jest
najlepiej. Powietrze w waszym mieście bywa tak zanieczyszczone, że oddychanie
jest jak wypalenie kilku papierosów dziennie. A spalanie liści i plastiku? To
trucizna — dla was i dla przyrody.”
— „Ale co możemy
zrobić?” — zapytał chłopiec z patykiem w ręku.
Zanim Bartek zdążył
odpowiedzieć, zza drzewa wyszedł starszy chłopiec. Miał słuchawki na uszach i
plastikową butelkę w ręku, którą właśnie miał rzucić w krzaki.
— „Serio? Bułka będzie
wam mówić, jak żyć?” — zaśmiał się szyderczo. — „Co, zaraz banan zacznie głosić
eko-kazania?”
Dzieci zamilkły. Nawet
Bartek na chwilę się zatrzymał. Ale zamiast się obrazić, spojrzał spokojnie na
chłopaka.
— „Jak masz na imię?” —
zapytał.
— „Kamil. I nie
potrzebuję moralizowania od pieczywa.”
— „Nie chcę cię
moralizować, Kamilu. Chcę cię zapytać — czy wiesz, że plastikowa butelka, którą
trzymasz, będzie się rozkładać nawet 450 lat? W tym czasie może zabić kilka
zwierząt, zatruć wodę i wrócić do ciebie w postaci mikroplastiku w rybie, którą
zjesz.”
Kamil prychnął, ale nie
wyrzucił butelki.
Bartek mówił dalej,
spokojnie:
— „Nie musisz robić
wszystkiego. Wystarczy, że zrobisz coś. Możesz zacząć od tej jednej butelki.
Wrzuć ją do odpowiedniego pojemnika, i już zrobiłeś coś dobrego.”
Chłopak spojrzał na
butelkę, potem na kosz kilka metrów dalej. Wzruszył ramionami i... poszedł ją
wyrzucić.
— „To nic nie zmieni” —
mruknął.
— „Może nie dziś” —
odpowiedział Bartek — „Ale jeśli jutro zrobisz to samo, a pojutrze ktoś cię
naśladuje, to za rok może nie rozpoznamy tego parku.”
Kamil odszedł bez
słowa. Ale kilka dni później wrócił. Przyniósł starą deskę i gwoździe.
— „Zrobię tabliczkę.
Żeby ludzie wiedzieli, że to czysty teren. I żeby nie rzucali śmieci. Możesz
tam być, bułko.”
Bartek uśmiechnął się
pod chrupką skórką. Wiedział, że ta walka ma sens — nie dzięki łatwym
zwycięstwom, ale właśnie dzięki tym trudnym sercom, które w końcu się
otwierają.
Piekarz Stefan z dumą
opowiadał klientom, że to jego bułka zaczęła zieloną rewolucję.
Burmistrz miasta
zaprosił Bartka na specjalne posiedzenie, podczas którego oficjalnie
wprowadzono „Plan Zielonych Działań” — więcej drzew, mniej plastiku, edukacja
ekologiczna w szkołach.
Bartek, choć już trochę
czerstwy, nie martwił się tym. Leżał sobie spokojnie w klasie ekologicznej,
zasuszony i oprawiony w ramkę. Obok znajdowała się tabliczka:
„Jedna bułka może
niewiele... ale może rozpocząć wszystko.”