Taki worek udało mi się wypełnić w niecałą godzinę :( |
„Kiedy idziesz na spacer, do pracy lub z pracy do domu, z rodziną czy z przyjaciółmi, postaraj się zebrać przynajmniej trzy śmieci” – pierwszy raz usłyszałem o tym pomyśle na zajęciach w trakcie studiów I stopnia (prawdopodobnie kilka słów przekręciłem). Przez całą podstawówkę i gimnazjum uczeni byliśmy, żeby nie śmiecić, a jak widzimy jakiś papierek to trzeba wrzucić go do śmietnika. W szczególności objawiało się to na Dzień Ziemi, kiedy wychodziliśmy z nauczycielem i zbieraliśmy śmieci do worków. Rozumiałem idee sprzątania i pozostawiania po sobie czystości (może nie u siebie w pokoju) ale zawsze zastanawiało mnie po co to robić jak i tak zaraz ktoś znowu naśmieci. Nikt nie uczył nas, żebyśmy próbowali zbierać śmieci na spacerach, łączyć relaks lub obowiązek (kiedy chodzimy do pracy albo na zajęcia) z pożytecznym. Dopiero na studiach mając zajęcia w terenie zobaczyłem ile śmieci kryje się po krzakach i wtedy zdałem sobie sprawę, że mogę je zapakować w worek, bo i tak muszę wejść obok tych śmieci i zebrać materiał. Mówienie o zbieraniu śmieci jest bardzo łatwe ale znacznie ciężej jest to wprowadzić w życie, w rutynę. Ostatnio usłyszałem od kolegi, że jest pewien sposób jak łatwo wprowadzić pewne czynności w rutynę. Jako przykład podał bieganie, jeśli chcemy zacząć regularnie biegać rano to powinniśmy zacząć nie od biegania ale od wstawania rano i ubrania butów do biegania. Bardzo prosta czynność (no może nie wstawanie rano) dzięki której oszukujemy mózg i dajemy mu sygnał, że jak już się ubrałem to głupio nie wyjść pobiegać. Może można to przełożyć na zbieranie śmieci w trakcie spacerów. Przed wyjściem z domu zapakujcie worek na śmieci i jednorazową rękawiczkę, a jak zobaczycie śmieci po drodze to gwarantuje, że przejdzie wam przez głowę myśl „Jak już mam ten worek i rękawiczkę to głupio nie zebrać”. Jeśli nie chcecie zaczynać od worków to może warto wziąć do kieszeni rękawiczkę i użyć jej do zebrania kilku śmieci i wywaleniu ich do najbliższego śmietnika.
21.12.2023 postanowiłem wykorzystać wolny czas na obejście Płocidugi Dużej z lornetką i notatnikiem. Ostatnio interesuje mnie temat synurbizacji czyli procesu, który opisuje przystosowanie się dzikich zwierząt do warunków panujących na terenach miejskich. Przykładami mogą być wróbel Passer domesticus i gołąb Columba livia domestica, gatunki które całkowicie wniknęły do środowiska miejskiego i pełnią życia korzystają z zasobów jakie daje im miasto. Wybierając teren do obserwacji tego zjawiska postanowiłem, że Płociduga może być dobrym miejscem, ponieważ należy do terenów miasta oraz mogę połączyć hobby z czymś pożytecznym – zbieraniem śmieci w miejscu publicznym. Spacer zacząłem od zejścia z mostu do brzegu Łyny na poziomie ulicy Tuwima, następnie ruszyłem wzdłuż rzeki w stronę Brzezin. Nie zdążyłem przejść 10 metrów i już wyciągałem worek śmieci, żeby zapakować pierwsze butelki. Całe szczęście śmieci nie zepsuły mi obserwacji powszechnie spotykanych ptaków takich jak sikorka bogatka czy modra albo ptaków wodnych jak młody łabędź krzykliwy co chwila zanurzający swoją głowę w rzece. Jako, że rzeka w pewnym momencie odbija od Łynostrady to pozwoliło mi to zaobserwować kilka ciekawszych rzeczy. Jedna to fakt, że ścieżka jest nie tylko uczęszczana przez ludzi ale też przez bobry, które pozostawiają efekty swojej pracy po obu jej stronach. Druga to moja obecność i prawdopodobnie to, że niosłem jaskrawo niebieski worek sprawiał, że sójki od razu wznosiły sygnał ostrzegający wszystkie zwierzęta w okolicy, a kaczki krzyżówki wzbijały się do lotu nie dając mi nawet podejść bliżej. Interesujące jest to, że po drugiej stronie rzeki (kilkanaście metrów od brzegu) stoją domy, kolorowe, świecące i często głośne. Czy obecność człowieka po tej stronie rzeki jest tak rzadka, że kaczki wystraszyły się i postanowiły przebywać po stronie domów? Może ludzie z tych domów dokarmiają te kaczki albo łatwiej jest im zdobywać pożywienie na brzegu wykoszonym z trawy i trzcin? Przecież nieraz kaczki same podchodzą do ludzi odpoczywających nad jeziorem w poszukiwaniu pożywienia, a te starały się trzymać daleko ode mnie i mojego brzegu.
Dwie ostatnie interesujące sytuacje to kolejne skutki synurbizacji czyli obecność dwóch gatunków ptaków – pierwszego miałem nadzieję spotkać, a drugiego kompletnie się nie spodziewałem. Najpierw przede mną niebo przeciął kształt drapieżnego ptaka, od razu chwyciłem za lornetkę i kształt głowy potwierdził moje przypuszczenia. Kolejne cechy jakie udało mi się zaobserwować, w niestety za krótkim czasie, to białe upierzenie od spodu i szare upierzenie strony grzbietowej. Najprawdopodobniej był to krogulec czyli ptak drapieżny, który przybył do miast za wróblami. Coraz więcej obserwuje się tego typu ptaków w miastach, a ja nie mogę się doczekać aż spotkam go ponownie i upewnię się, że to ten gatunek. Ostatnią moją obserwacją był gatunek wodnego ptaka, który mnie zaskoczył nie tylko swoją obecnością ale i spokojem emanującym z jego postury. Była to czapla siwa, która wzbiła się w powietrze kiedy za blisko podszedłem do jej drzewa i usiadła na brzozie w pobliżu drugiej czapli. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie fakt, że brzozy znajdowały się kilka metrów od drogi, po której co chwila sunęły samochody. Ptaki nic sobie nie robiły ze zgiełku wywoływanym przez auta oraz pobliską budowę. Po prostu odpoczywały na gałęziach i tyle. Ciekawi mnie ilu ludzi tamtędy przechodzi i nie zdaje sobie sprawy, że te piękne ptaki siedzą w pobliżu ich domów i są dobrze widoczne gołym okiem (kiedy się je w końcu zauważy).
Cały spacer zajął mi niecałą godzinę i niestety przyjemne uczucie psuł fakt, że udało mi się uzbierać cały worek śmieci, a jeszcze wiele z nich leży rzuconych w krzaki albo do wody. Idąc Łynostradą zebrałem najwięcej śmieci pomimo tego, że co chwila można tam spotkać śmietniki, z których najwidoczniej nikt nie korzysta. Ponadto mój widok zainteresował jednego z biegaczy, wymieniliśmy kilka spostrzeżeń o bydlakach zostawiających śmieci więc może obudziło to w kilku osobach, które mnie zobaczyły, jakąś myśl, że można wykorzystać spacer nie tylko do poprawienia własnego samopoczucia i wyprowadzenia psa ale również do oczyszczenia środowiska. Mam nadzieję, że opis mojego spaceru jest przykładem połączenia relaksu, hobby i społecznej pożyteczności. Warto zaczynać małymi kroczkami i jeśli każdy z nas poświęciłby godzinę w tygodniu do wyjścia na spacer z przyjacielem i zabraniem ze sobą worka na śmieci, każdy z nas oczyściłby przestrzeń publiczną z przynajmniej 20 litrów śmieci!
Kamil Ciborowski
Cały spacer zajął mi niecałą godzinę i niestety przyjemne uczucie psuł fakt, że udało mi się uzbierać cały worek śmieci, a jeszcze wiele z nich leży rzuconych w krzaki albo do wody. Idąc Łynostradą zebrałem najwięcej śmieci pomimo tego, że co chwila można tam spotkać śmietniki, z których najwidoczniej nikt nie korzysta. Ponadto mój widok zainteresował jednego z biegaczy, wymieniliśmy kilka spostrzeżeń o bydlakach zostawiających śmieci więc może obudziło to w kilku osobach, które mnie zobaczyły, jakąś myśl, że można wykorzystać spacer nie tylko do poprawienia własnego samopoczucia i wyprowadzenia psa ale również do oczyszczenia środowiska. Mam nadzieję, że opis mojego spaceru jest przykładem połączenia relaksu, hobby i społecznej pożyteczności. Warto zaczynać małymi kroczkami i jeśli każdy z nas poświęciłby godzinę w tygodniu do wyjścia na spacer z przyjacielem i zabraniem ze sobą worka na śmieci, każdy z nas oczyściłby przestrzeń publiczną z przynajmniej 20 litrów śmieci!
Kamil Ciborowski
student Wydziały Biologii i Biotechnologii
Ślady działalności bobrów, nie mam pojęcia jak dawno. |
Pół-profesjonalne zdjęcie czapli z wykorzystaniem smartfona i lornetki. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz