wtorek, 28 maja 2019

Zastosowanie larw Lucilia sericata (muchy zielonej) w leczeniu oparzeń

(Lucilia sp., owad dorosły, fot. S. Czachorowski)
Każdy z nas doznał kiedyś oparzenia. Najczęściej było to tzw. oparzenie stopnia I, czyli zaczerwienienie skóry, które zwalczaliśmy przez obfite polanie oparzonego miejsca zimną wodą. W przypadku poważnych oparzeń najczęściej wymagana jest interwencja lekarska.

W przypadku ran oparzeniowych najczęściej wykorzystuję się leczenie operacyjne polegające na chirurgicznym oprawieniu ubytku po oparzeniu. Odbywa się to najczęściej kilka razy i często wiąże się z przeszczepem skóry. Niestety u niektórych pacjentów nie jest możliwe zastosowanie konwencjonalnych metod chirurgii w celu leczenia oparzeń. Takimi pacjentami są na przykład ludzie w podeszłym wieku, czy chorzy z głęboko zainfekowanymi rozpływowymi ranami oparzeniowymi, którzy są przekazywani do Centrów Leczenia Oparzeń z innych ośrodków oraz ci pacjenci, którzy nie wyrazili zgody na operację.

Wobec niemożności zastosowania konwencjonalnych metod medycznych dla tych pacjentów, grupa badaczy ze Wschodniego Centrum Oparzeń podjęła próbę zastosowania w leczeniu oparzeń u tych pacjentów opatrunków z larwami Lucilia sericata (muchy zielonej). Stosowane opatrunki zawierały larwy w I stadium rozwoju zapakowane jak herbata w torebce, gdyż ów sposób był najbardziej efektywny. Jak wiadomo gatunek ten jest nekrofagiem, co oznacza, że żywi się martwą materią organiczną trawiąc ją na zewnątrz za pomocą m. in. karboksypeptydaz typu A i B, aminopeptydazy, czy proteazy serynowej. Dodatkowo powoduje rozkład biofilmu bakteryjnego (najskuteczniejszy rozkład jest wobec Staphylococcus aureus). Pacjenci byli poddawani sesjom z nakładaniem opatrunku co 2-3 dni.

Okazuje się, że MDT (ang. maggot debridement therapy), czyli terapia larwalna lub biochirurgia odniosła wielki sukces. U większości pacjentów poddanych terapii nie stwierdzono powikłań związanych z uszkodzeniem zdrowej skóry lub krwawieniem. Dodatkowo nie było kontaminacji ran. Przez cały okres terapii pacjenci przyjmowali antybiotyki takie jak: Augmentin, czy Collistin. Mimo to w posiewach ran zostały znalezione pałeczki Pseudomonas aeruginosa z racji głęboko spenetrowanej rany, a w związku z tym jej wcześniejszego zakażenia. Larwy jednak są odporne na zakażenie rany i mimo występowania w niej tak groźnych patogenów przechodziły w kolejne stadia rozwojowe.

Dzięki MDT możliwe jest szybsze oczyszczenie rany oparzeniowej bez utraty krwi. Jest to metoda tania oraz wysoce selektywna, co do tkanek martwiczych. U pacjentów, u których zastosowano tę metodę obserwuje się wzrost ziarninowania, czyli odbudowy warstw skóry (tak jak w przypadku normalnych ran po zastosowaniu maści Solcoseryl, będącej bezbiałkowym dializatem krwi cielęcej). Należy jednak pamiętać, iż terapia ta może być stosowana jedynie u pacjentów w podeszłym wieku lub tych, którzy mają oparzeniową martwicę rozpływną, tudzież nie chcą być operowani.

Mimo to MDT ma też wiele wad. Jedną z nich jest możliwość zastosowania tylko u pacjentów z martwicą rozpływną. Pod uwagę należy też wziąć aspekt estetyczny podczas zdejmowania opatrunku. Nie każdy bowiem lubi widok larw owadów na ciele. Należy też zwrócić uwagę na to, czy pacjent chce poddać się takiej terapii, bowiem może on odczuwać dyskomfort podczas stosowania tej terapii, wiedząc co znajduje się w opatrunku.

Podsumowując, MDT może zrewolucjonizować współczesne metody leczenia oparzeń polegające na chirurgicznym oprawieniu oparzenia i przeszczepieniu pacjentowi wyhodowanej in vitro skóry, przez co pozwoli na szybsze i bardziej efektywne leczenie pacjentów z oparzeniami, a to z kolei może przyczynić się do szybszego powrotu do zdrowia tych pacjentów.

Michał Walukiewicz-Dusza
Biologia medyczna, rok III


Opracowane na podstawie: Antonov S., Bugaj M., Korzeniowski T., Mądry R.J., Strużyna J., 2014, Chirurgia plastyczna i oparzenia 2(2);91-96

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz