środa, 6 marca 2019

Jak próbować utrzymać się w nurcie najnowszych osiągnięć biologii?

(Pracownicy Wydziału Biologii i Biotechnologii w czasie Europejskiej Nocy Naukowców,
fot. S. Czachorowski)
Nauka różni się od wiary tym, że wnioski wyciągnięte z badań można zweryfikować poprzez wykonanie podobnego doświadczenia i sprawdzenie, czy rzeczywiście coś działa tak jak nam się mówi. Jednakże przyrost badań naukowych na świcie jest tak duży, że nie możemy śledzić i sprawdzać wszystkiego. W samych naukach przyrodniczych, które są rozległą dziedziną wiedzy, zaangażowanie świata naukowego w badania rośnie. Powodów jest wiele, ale najważniejszy to chyba ten, że dziedzina ta ma wielkie znaczenie praktyczne. Samo poszukiwanie nowych strategii terapeutycznych zajmuje ogromne rzesze ludzi. Szacunkowe obliczenia na podstawie danych z Wikipedii mówią, że ludzi zatrudnionych w badaniach naukowych może na świecie być ponad 7 milionów (https://en.wikipedia.org/wiki/Scientist#cite_note-Noorden2015-4).

Ilu z nich pracuje w naukach przyrodniczych? Na pewno wielu. Duża część z tych osób publikuje wyniki swoich badań i rośnie nam gmach pełen zapewne niezwykle ciekawej wiedzy, której jednak nie możemy ogarnąć, ani nadążyć z przyswajaniem nowych wiadomości. Stajemy się więc z konieczności wąsko wyspecjalizowanymi wiedzącymi, a reszta dokonań naukowych świata umyka nam. Skazuje nas to na wiarę w wiedzę zapisaną w podręcznikach, wiedzę w naszej wąskiej specjalności oraz niewiedzę w każdym innym, nawet blisko spokrewnionym obszarze.

Ostatnio zapytano mnie o hormonalne podłoże stanu zakochania się (zbliżały się Walentynki). Zajmuję się fizjologią zwierząt, a w tej specjalności, fizjologią układu rozrodczego i powinnam natychmiast móc udzielić odpowiedzi. Ale tak nie jest. Bo hormonalnych zmian związanych z uczuciowością człowieka nie studiuję na co dzień. A przecież powinno być mi to bliskie. Cóż dopiero mogłabym odpowiedzieć na pytanie dotyczące najnowszych poglądów na funkcjonowanie ekosystemów, strategie reprodukcyjne „bożych krówek” (to chyba biedronki i inne chrząszcze). Szczerze – nic. I to jest bolesne spostrzeżenie. Zaczęłam się zastanawiać, jak można by zapobiec wąskiej specjalizacji i osiągnąć stan jako takiej orientacji w nowościach nauk przyrodniczych.

Po pierwsze, można czytać artykuły naukowe. Można oczywiście, ale moje ostatnie poszukiwania wiadomości z obszaru, na którym nie znam się zbyt mocno, okazały się kompletnym fiaskiem. Artykuł był tak specjalistyczny, że większości nie udało mi się zrozumieć. Po drugie, istnieją popularnonaukowe opracowania najnowszych wiadomości z dziedziny w formie książek i czasopism, blogów naukowych. Tylko tych też jest bardzo wiele, a czasu na zapoznanie się z nimi, już znacznie mniej. W tym miejscu świetnie pasuje wizja bibliotek z powieści Obłok Magellana (1955) Stanisława Lema: „już z końcem XX wieku każdy wielki księgozbiór liczył kilkanaście do kilkudziesięciu milionów tomów i proces wzrostu ich liczby przyśpieszył się po zapanowaniu komunizmu i związanym z tym upowszechnieniem oświaty. Centralne biblioteki kontynentów posiadały w roku 2100 przeciętnie po 90 milionów książek, ich fundusz podstawowy podwajał się co dwanaście lat i już w pół wieku później największe, takie jak berlińska, londyńska, leningradzka czy pekińska miały po siedmiuset katalogujących bibliotekarzy. Obliczano wtedy, że za sto lat w każdej bibliotece będzie musiało pracować około trzech tysięcy, a po dalszych dwustu latach - około stu osiemdziesięciu tysięcy. Nieodparcie nasuwała się groteskowa wizja świata z roku 2600 , pokrytego grubą warstwą książek i katalogów; cała ludzkość musiałaby się przemienić w bibliotekarzy, czuwających nad bezustannie rosnącymi stosami dzieł, gdyż proces starzenia się i wycofywania z bibliotek był - w epoce coraz powszechniejszej twórczości umysłowej - wielokrotnie powolniejszy od tempa, w jakim pojawiały się nowe”.

Po trzecie, można uczestniczyć w wykładach otwartych, seminariach i prowadzonych przez zapaleńców (takich osób nie brakuje na UWM) w kawiarniach naukowych. Jednak patrz punkt drugi.

Co nam pozostaje? Ja stosuję wszystkie trzy sposoby w miarę możliwości, ale jak napisałam wcześniej nie są one wystarczające. Proponuję więc wyjście czwarte, które osobiście niezwykle lubię. Wykłady TED. Krótkie (20 minut maksymalnie), możliwe do obejrzenia o dowolnej porze w sieci, bezpłatne i można wysłuchać oraz obejrzeć największe sławy naukowe współcześnie żyjące. Dodatkowym plusem wykładów TED (również rozwinięcia idei TED, wykładów TEDex) jest możliwość uzyskania szybkiego wglądu w różne badane na świecie zjawiska w sposób niezwykle prosty. Mój ulubiony przykład to wykład Anthony’ego Atali o jego osiągnięciach w inżynierii narządów, w którym porównał inkubator do hodowli komórek ludzkich z piekarnikiem (https://www.ted.com/talks/anthony_atala_growing_organs_engineering_tissue). A ostatnio zachwycił mnie wykład na temat, gdzie zniknęły dzieci dinozaurów  (https://www.ted.com/talks/jack_horner_shape_shifting_dinosaurs/transcript).

Na Wydziale Biologii i Biotechnologii przygotowujemy się do wprowadzenia wykładów on-line, więc przybędzie mi jeszcze jedna możliwość nadążania za osiągnięciami nauk przyrodniczych. Zapraszam do poszukiwania wiedzy. Premiera już 13 marca, w formie otwartych webinariów.

Dr hab. Beata Kurowicka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz